środa, 5 października 2016

Kończysta 2540m. n.p.m.


     Październik. Wyjątkowy miesiąc w Tatrach ze względu na jesienne zabarwienie traw, borowiny a co za tym idzie i samych gór. Dominujące w krajobrazie żółte, czerwone i rude kolory nadają niepowtarzalnego charakteru oraz są pierwszym zwiastunem zbliżającej się w szybkim tempie zimy. Chcąc zdążyć przed pierwszym śniegiem i zdobyć być może ostatni wymagający szczyt w tym roku, ja i moi przyjaciele z Opola: Kasia i Adrian decydujemy się na wyprawę na Kończystą-2540m n.p.m., czyli nr 7 w Wielkiej Koronie Tatr pod względem wysokości.

 



Jako, że ze Śląska jest w Tatry "parę" km i ciężko o transport o bardzo wczesnej porze wybraliśmy najprostsze rozwiązanie. Ja dojechałem do Nowego Sącza autem, znajomi pociągiem i stąd już wspólnie o 5:50 pognaliśmy w kierunku Strbskiego Plesa. Półtorej godziny zleciało w szybkim tempie...jedni kierowali, jedni spali na tylnim siedzeniu :D i punkt 7:20 zaparkowaliśmy przy drodze w kierunku Popradzkiego Plesa, oczywiście po uiszczeniu opłaty 7euro za 3m kwadratowe, które zajmował samochód. P.s....drogi ten asfalt na Słowacji :D Jako, że wieczorem było prognozowane załamanie pogody, a my mieliśmy przed sobą do przejścia sporą trasę, nie czekając ani chwili wyruszyliśmy  na szlak tak, by już godzinę później stanąć nad stawem i móc podziwiać tatrzańską jesień. Miejsce to też wybraliśmy na pierwsze  śniadanie...czemu akurat tutaj?...to chyba jasne :)
Marszowym krokiem w kierunku schroniska :)
Popradzkie Pleso i widoczna Przełęcz pod Osterwą



















Popradzkie Pleso i otoczenie stawu





















     Przerwa nie trwała długo. Każdy już chyba miał ochotę wyjść nieco wyżej, więc nadszedł czas, żeby zrobić krok numer dwa i udać się na Przełęcz pod Osterwą na 1966m n.p.m. Szlak nie jest wymagający, prowadzi serpentynami stopniowo ku górze, także jest godny polecenia absolutnie wszystkim. Przejście go zajmuje symboliczną godzinę,a widoki rekompensują każdy wysiłek.
...na czerwonym szlaku

Z widokiem na Ganek, Wysoką i Żłobisty Szczyt
Końcowe podejście na przełęcz na wysokości 1900m





















Już widać przełęcz

     Pogoda tego dnia choć zapowiadała się obiecująco już po wyjściu na przełęcz zaczęła z nami igrać. Jeszcze przez moment to słońce było górą, ale po paru chwilach pierwsze skrzypce zaczęły grać chmury i kotłująca się mgła. Nie było wyjścia i w ruch poszły ciepłe kurtki :) Zanim jednak "mleko się wylało" pozwoliliśmy sobie na małą sesję fotograficzną.                                                               
Dolina Mięguszowiecka
Na tle Wysokiej



Koprowy Szczyt
Ekipa :)
      Od tego momentu możemy powiedzieć, że zaczynamy część właściwą naszej wyprawy. Nazwałbym to "drogą po skałach", gdyż miało nam przyjść przemierzać podejścia i granie usłane głazami i szukać jak najwygodniejszego, możliwego wyjścia. Od samego początku trzeba było główkować, gdyż musieliśmy wejść na Tępą (2284m n.p.m.) ...tylko pytanie jak. Trzeba oczywiście powiedzieć, że na wierzchołek ten jak i na Kończystą nie prowadzi żaden legalny szlak turystyczny. No cóż...nie porywamy się z motyką na słońce, bo posiadamy już odpowiednie doświadczenie i przygotowanie, ale jak wiadomo czasami i to może nie wystarczyć, gdy człowiek rzuca wyzwanie górom. Tego dnia jednak w głowie dominowała jedna myśl...stanąć na tzw. "kowadełku", na samym szczycie Kończystej, po to tu przyjechaliśmy. Zaczynamy wspinaczkę w jednym słusznym kierunku, czyli do góry :) Plan jest taki by dostać się na grań Tępej, z niej udać się na Stwolską Przełęcz i rozpocząć podejście na naszą upragniony szczyt. Jako miejsce startu, czy też zejścia ze szlaku obieramy miejsce oddalone od Przełęczy pod Osterwą o jakieś 400m. Kierujemy się parę minut tzw. tatrzańską magistralą oznaczoną kolorem czerwonym po czym rozpoczynamy podejście. Droga jest męcząca i niewygodna. Pod nogami na przemian ruchome skały, szczeliny, wysokie głazy, śliska trawa toteż nasze wyjście nie przypomina linii prostej tylko bardziej slalom gigant. Niespiesznie, ale docieramy na grań z której już niewiele widać...Mgła się kotłuje wokół nas, a Kończystej jak nie było tak nie ma. Nadzieja jednak nas nie opuszcza, pocieszamy się, że wiatr przegna mgłę. Wszak nad nami przecież świeci jeszcze słońce.
Droga do góry?...duży wybór wariantów  :)

















Grań Tępej


















     W takich warunkach pojawił się kolejny dylemat. Gdzie jest Stwolska Przełęcz? Przecież to "białe coś" przesłania wszystko. Tego dnia chyba ktoś jednak nad nami czuwał, bo po dłuższej przerwie naszym oczom pierwszy raz ukazała się przełęcz. Tak! Byliśmy w dobrym miejscu i cały czas dobrze się kierowaliśmy choć warunki do najlepszych nie należały i rozsądek raczej nakazywałby zawrócić. 
Stwolska Przełęcz-widok z Tępej


















Stwolska Przełęcz -widok na Ganek Żłobisty i Zmarzły Szczyt




















      ...zaraz potem swoje oblicze ukazała ona...Kończysta :) Jest dobrze, pomyśleliśmy... Może jednak dane nam będzie podziwiać panoramę ze szczytu.
Kończysta 2540m n.p.m.
     Ale zanim przyjemności nie zapominajmy, że staliśmy dopiero u podnóża zachodniej ściany, a na wierzchołek prowadziło piargowisko, które dało się późniejszym czasie we znaki chyba nam wszystkim. Z innej górskiej fotorelacji wyczytałem, że na szczyt najlepiej wychodzić charakterystyczną i dobrze widoczną "rynną", więc zaczęliśmy od udania się w tym kierunku możliwie jak najkrótszą drogą. Niespodzianki nie było i jak na dłoni było widać z czym przyjdzie się nam zmierzyć kolejny już raz tego samego dnia....KAMIENIE, GŁAZY, PIASKI...ale cóż...przecież wiedzieliśmy od samego początku na co się porywamy. Preferowany styl wchodzenia: slalom gigant ver.2.0, pochylony tułów i sprawne przebieranie rękami :)
Jak widać nie ma lekko... :) w tle Tępa





Droga na szczyt...wybór ścieżek duży...teoretycznie tylko






























Kąt nachylenia zachodniej ściany Kończystej





















     Podczas podejścia udaje się nam odnaleźć kopczykowy szlak z czego się bardzo cieszymy  bo może nam pomóc wybrać możliwie najłatwiejszą drogę, ale niestety...kopczyki raz są wszędzie,a  raz wcale i nie pozostaje nam nic jak kierowanie się własną intuicją. Krok za krokiem nabieramy wysokości by zmęczeni, ale zadowoleni po ponad godzinie w końcu mogli to powiedzieć: "Udało się! jesteśmy na szczycie!" :) Mało tego...coś nawet widać :) Wita nas tam "niedźwiadek"...tego dnia jakiś taki spokojny, niegroźny :)...i kto powiedział, że "medveda" można tylko w dolinie spotkać? :D
Szczyt i tzw. "kowadełko"





















     Nie można było powiedzieć, że pogoda była stabilna. Mgła "tańczyła" po dolinach i górach, a na horyzoncie można było dostrzec zapowiadany na wieczór deszczowy front. Sytuacja była dynamiczna.
"sunom ku nom" :D


















     Długo się nie zastanawiając i korzystając z okienka pogodowego jakie powstało,  postanowiliśmy udokumentować nasze wejście na Kończystą i sfotografować panoramy, które ukazały się naszym oczom.
Grań Tępej




Widok w kierunku Doliny Mięguszowieckiej































Dolina Złomisk


















Wysoka


















Gerlach...Pan Gerlach ;)


















No i w końcu wylazł :D



















Pamiątkowe zdjęcie ze szczytu
      Po małej przerwie na wzmocnienie i uzupełnieniu elektrolitów przyszedł czas na powrót. O 14:30 zrobiło się na tyle chłodno, że zdecydowaliśmy się wracać. Weszliśmy na górę na prawdę w idealnym momencie, gdyż wtedy to po raz ostatni było coś ze szczytu widać. Do samego zejścia do schroniska towarzyszyła nam jedynie mgła. Słońce się już nie pojawiło. Na koniec udało się złapać jeszcze w kadr stadko pasących się kozic...taki mały bonus :)
Po prostu jesień

      Trasa dała nam w kość. Zdobyliśmy Tępą, Kończystą, a w marszu spędziliśmy 11 godzin. Pokonaliśmy rumowiska i "siódemka" z Wielkiej Korony Tatr stała się naszym łupem. O 18:30 stanęliśmy przy aucie i tyle dodatkowo w tym jeszcze pocieszenia, że 15 minut później się rozlało i deszcz nie opuścił nas do samego Brzeska. Czy było warto, zerwać kolejną noc, przejechać i przejść taki kawał drogi, wylać siódme poty...na to pytanie nie muszę odpowiadać... :)




THE END
























[[