środa, 28 lutego 2018

Cubryna 2376m n.p.,m.


      15 września 2017...piątek. Tego dnia dość niespodziewanie zbieg okoliczności chciał, że wraz z kolegą z pracy podjęliśmy próbę wejścia na Cubrynę. Ani on ani ja nie sądziliśmy, że jeszcze w tym roku uda się zrealizować jakiś ambitniejszy cel, ale prognozowane okienko pogodowe,które pokrywało się z naszym dniem wolnym zachęciło nas, żeby spakować plecaki i ruszyć na szlak...ale po kolei. 




      Cubryna (słow. Cubrina, węg. Csubrina 2376m n.p.m.) – szczyt w głównej grani Tatr, widoczny znad Morskiego Oka na prawo od Hińczowej Przełęczy i Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego. Na wierzchołek ten nie prowadzi na żaden szlak turystyczny i poruszać po niej mogą się tylko taternicy, ale moje doświadczenie, znajomość topografii i zdrowy rozsądek są już na tyle duże, że mogłem zaplanować taką niecodzienną trasę.

     
     Po przestudiowaniu internetu, mapy, wgraniu do telefonu zdjęć z punktami orientacyjnymi i spakowaniu plecaka byliśmy gotowi do wyjazdu :) Oczywiście pobudka wg zasady "kto rano wstaje..." jest jak zawsze na czasie, więc ładujemy się do białego "Peugeotratti" i na Palenicy Białczańskiej w "rajdowym" tempie meldujemy się już o 6 rano. Cisza i spokój i 20zł...tak, zdecydowanie jesteśmy w górach :D Jako, że droga do Moka mija dość szybko, a nam się chciało kawy zahaczamy jeszcze o schronisko, wypijamy małą czarną, jemy fit kiełbasę i pełni nowej energii ruszamy szlakiem prowadzącym w kierunku Szpiglasowej Przełęczy.

    
     Dzień początkowo bardzo chłodny w blasku słońca zrobił się na prawdę przyjemny. Mieliśmy chwilowy komfort termiczny :D Z wolna nabieraliśmy wysokości, widoki napawały wzrok, a nasza Cubryna tańczyła sobie z obłokami co nas trochę wprawiło w niepokój...będą widoki ze szczytu czy wręcz przeciwnie?...
     
     Mimo tego pełni nadziei i po dłużej "chwili" docieramy pod drogowskaz pokazujący szlak w kierunku Wrót Chałubińskiego po czym skręcamy w lewo i kierujemy się następnie w stronę Dolinki za Mnichem.















   
     Jesień w Tatrach jest piękna. Trawy zaczynają rudowacieć i żółknąć, a przejrzystość powietrza znacznie się poprawia. Można też liczyć na ostatnie w tym sezonie smakołyki...Jak widać na załączonym obrazku... :D




      
     Dolinka za Mnichem jest bardzo malownicza. Stojąc nad Morskim Okiem nie dostrzega się ogromu przestrzeni jaka wbrew pozorom tutaj panuje. My podchodząc jak to się mówi od "dupy strony" w tym właśnie miejscu robimy sobie przerwę jednocześnie odkrywając jaka jest lufa pod nami...A chmury coś się nam zaczynają kotłować...hmm






     Niestety nadeszły chmury i momentalnie zrobiło się zimno. My, nie czekając, aż zmarzniemy ruszyliśmy tyłki i zaczęliśmy rozpoznanie w terenie. Od tego miejsca bowiem zaczynała się właściwa część wycieczki tj. "szukaj drogi i radź sobie sam". We mgle łatwe to nie jest, a trzeba jeszcze dołożyć do tego oszronione lodem trawy przez co trzeba było uważać gdzie stawia się kroki. ...Nadeszło zwątpienie czy jest sens się dalej pchać, ale wspólnymi siłami po dłużej chwili odnaleźliśmy ścieżkę i zdecydowaliśmy pójść kawałek dalej i zaczekać na rozwój sytuacji i zdecydować co dalej. Ruszyliśmy na Małą Galerię Cubryńską...




     Ścieżka za bardzo nam nie ułatwiła sprawy. To się pojawiała, to znikała... Na wszelki wypadek ustawiliśmy swoje kopczyki, żeby mieć możliwość bezpiecznego zawrócenia. Było trochę główkowania. Na nasze szczęście chmury zaczęły się rozstępować, a my wiedzieliśmy gdzie się kierować dalej. Nie było potrzeby się wycofać i mogliśmy dalej zdobywać górę :) Gdy weszliśmy na Wielką Galerię Cubryńską przywitał nas taki widok-->  


      
     P.s. a tu potwierdzenie dlaczego Mnicha nazwano Mnichem gdyby ktoś miał wątpliwości... ;) 



     Wniebowzięci, że nasza wyprawa trwa dalej, ruszyliśmy tym razem w kierunku następnej ciekawej przeszkody, czyli żlebu prowadzącego na Hińczową Przełęcz.

     Przejście od Wielkiej Galerii Cubryńskiej w kierunku podnóża żlebu nie sprawia większych trudności. Szeroka wyraźna ścieżka, do tego okopczykowana i o stosunkowo małym nachyleniu. "Zabawa" zaczyna się w żlebie...Stromo, ślisko...do tego bardzo sypko, a skały mają tu wyjątkowo ostre krawędzie. Zdecydowanie warto mieć przy sobie rękawiczki. Całe to miejsce to jedna wielka łamigłówka. A dlaczego? ...ponieważ trzeba wybrać najbezpieczniejszą drogę wychodzenia. Z tego powodu wspinamy się to po prawej to po lewej części żlebu jednocześnie bardzo skupieni. Im wyżej tym bardziej sypko....



     Po tym groźniejszym fragmencie, ale w jednym kawałku cali i zdrowi meldujemy się na Hińczowej Przełęczy gdzie otwiera się nam brama na Słowację...i widoki, że Hej!!! Jesteśmy na wysokości 2323m. 
     Całe nasze zmagania do tego momentu można zobaczyć w krótkim filmie na YT klikając na link poniżej:


https://www.youtube.com/watch?v=cl78R05zmLU&t=80s
 
     Z tego miejsca zostaje nam już ostatnia i chyba najciekawsza i najbardziej malownicza część wspinaczki czyli "graniówa" na Cubrynę :D Jest rewelacyjnie...!!! Ja jako "przewodnik" tej wycieczki robię rozpoznanie i wspólnymi siłami przemy na wierzchołek :)
 








     ...by następnie stanąć na wysokości 2376m n.p.m. Cubryna zdobyta!!! :D :D :D Jak wielkie szczęście jednak nam dopisało mieliśmy jednak się przekonać za moment. Co się stało, że tak piszę?...ponieważ nasze "okienko widokowe" po zdobyciu szczytu trwało tylko 5 min...5 min później na szczycie i było by "po ptokach" :D








Całe nasze przejście granią na szczyt Cubryny we filmie w linku poniżej:

https://www.youtube.com/watch?v=71_vHVX7CRk&t=5s
     
     A jak się prezentowały panoramy ze szczytu...wystarczy popatrzeć..A że było warto chyba nie muszę przekonywać :)





     Teraz ostała nam jeszcze jedna przyjemna rzecz do zrobienia na szczycie czyli toast. W końcu przecież cały dzień w plecaku targaliśmy po puszcze "Kasztelana" z przeznaczeniem "wyłojenia" po udanej próbie wejścia na Cubrynę. Pogoda jednak w tej chwili zwyciężyła. Chmury zakryły wszystko...A u nas oczywiście zwyciężył zdrowy rozsądek i zapadła decyzja, że toast będzie dopiero po zejściu w doliny :) W zamian uraczyliśmy się pyszną mineralką :D

     Mimo mgły zejście już poszło nam dość sprawnie...przecież już wiedzieliśmy jak tu wyszliśmy :) Tradycyjnie jedynie w żlebie trzeba było znów zachować ostrożność, a o konieczności posiadania i noszenia kasku podczas takich wypraw Krystian przekonał się w chwili gdy świsną niedaleko naszych głów mały skalny odłamek, który jednak mógł zrobić groźne "kuku"... Tak czy siak zeszliśmy w jednym kawałku. Na Galerii Cybryńskiej chmury się przerzedziły, a my zameldowaliśmy się znów pod Mnichem. Tu odpoczęliśmy i wypiliśmy to upragnione piwo. Minus tego jedynie taki, że słońce było już nisko, popołudnie zrobiło się chłodne, a piwo tak zimne jakby dopiero co wyjęte z zamrażalki :D











     Dalszej drogi powrotnej nie będę opisywał bo i nie ma sensu. Po zejściu pod schronisko jeszcze kawa i ciacho i kierunek auto-dom :)




...Dzień się udał,

...widoki dopisały,

...atmosfera przednia

...Cubryna zdobyta

a ja kogoś zaraziłem górską pasją :D
 


THE END